Jak głoszą plotki Britney znowu na TOPie.
Nowa płyta Britney Spears „Blackout” to oczywiście przede wszystkim komercyjny produkt, i to produkt w najczystszej z możliwych postaci. Nie ma może w nim powiewu świeżości jak u Justina Timberlake’a w „FutureSex/LoveSound” , ani nawet aranżacyjnego polotu i wdzięku jak u innej dziewczyny – Christiny Aquilery w „Back To Basic” , ale jest coś co gwarantuje pierwsze miejsca na listach. Trzeba tutaj pochwalić Britney Spears, że się nie poddała, że nie wydała pierwszej lepszej chałtury. Należy jednak nie zapominać, że zawartość albumu to nic innego jak efekt połączenia sił wysokiej klasy specjalistów z wielu dziedzin show biznesu. Znajdziemy wśród nich producentów takich jak Bloodshky & Avant i The Neptunes, jak i Nate’a Danję „Hillsa”, znanego z współpracy z Nelly Furtado. To między innymi dzięki ich zabiegom – np. zniekształceniom głosu w porywczym i emocjonującym „Radar” słuchacze zapominają, że tak naprawdę, to Britney nigdy specjalnie dobrą wokalistką nie była. I już raczej nie będzie. Na nowej płycie sama wzięła udział w napisaniu zaledwie dwóch piosenek. Reszta, to dzieło między innymi Pharell Williamsa ze wspomnianych The Neptunes i Kara DioGuardi, twórczyni przeboju Kelly Clarkson „Walk Away”. Bez ich pomocy Britney Spears nie byłaby w stanie zrobić takich sztuczek jak „Gimme More”, „Piece Of Me” i „Get Naked (I Got A Plan)”.